reklama
kategoria: Muzyka
19 marzec 2024

Starość potrafi być piękna i potrzebna

zdjęcie: Starość potrafi być piękna i potrzebna / fot. PAP
fot. PAP
My też kiedyś byliśmy młodzi i nie staliśmy się nagle mniej ludzcy przez swój wiek. Nie deprecjonujmy starości, nie udawajmy, że jej nie ma. Ona też potrafi być piękna i potrzebna - powiedziała PAP Wirginia Szmyt, czyli DJ Wika, najstarsza polska didżejka, bohaterka filmu dokumentalnego "Vika!"
REKLAMA

PAP: Niełatwo się z panią umówić, ostatni rok jest dość intensywny…

DJ Wika: Bardzo! Intensywny i zaskakujący. Przyznam, że sam film też był dla mnie niespodzianką. Powstawał ponad cztery lata i nie byłam pewna, czy ostatecznie dojdzie do skutku. Dotychczas nie miałam żadnych doświadczeń z dokumentem. Zależało mi, aby z ekranu wybrzmiało to, o czym chcę powiedzieć mojemu pokoleniu – osobom przywiązanym do tradycji, kierującym się dogmatami, często niepotrafiącym odnaleźć się w XXI wieku. Chciałam pokazać, że wśród seniorów są również tacy ludzie, jak ja – grający na paradach równości, na strajkach kobiet, uważający in vitro za cud obecnych czasów. Ludzie, którzy nie boją się żyć. Oczywiście reakcje na to są różne. Często jednak spotykam się z aprobatą dla moich postaw, poparciem moich wyborów i to właśnie możliwość wyboru daje mi poczucie wolności.

PAP: Nie zawsze jednak tak było. Urodziła się pani w Wilnie, gdzie zastał panią wybuch wojny. Zakazano pani mówić, zmuszono do ukrywania w szafie...

DJ Wika: To prawda… Nasza rodzina była na liście do zesłania na Syberię. Ojciec ukrywał się w lasach, ja zostałam z mamą. Byłyśmy zdane same na siebie i pomoc innych ludzi, którzy, ukrywając nas, sami narażali się na najgorsze konsekwencje. Stąd też często zmieniałyśmy lokalizację. Wielu ludzi wówczas było narażonych na represje już za sam fakt bycia Polakami. Ojciec skończył

w Wilnie studia, obracał się w środowisku inteligenckim, co też w czasie okupacji nie było dobrze widziane. Straszne czasy...

PAP: Szczególnie chyba dla dziecka...

DJ Wika: Miałam bardzo smutne dzieciństwo. Do dzisiaj pamiętam zapach spalenizny po bombardowaniach i kiedy zamknę oczy, to wydaje mi się, że znowu to wszystko widzę – zniszczone budynki, ciała zabitych, konie leżące na drogach. Taki obraz zostaje w pamięci. Do tego ten strach, który jednak przy mamie był mniejszy.

Pamiętam też, jak byłyśmy u dziadka, ale tylko przez pewien czas, bo ktoś nas odkrył i musiałyśmy zmienić lokalizację. Dziadek był rozkochany w muzyce. Na ścianach wisiało pełno instrumentów – skrzypce, bałałajki, akordeony. Były też organy.

PAP: Stąd pasja do muzyki?

DJ Wika: Trudno powiedzieć, ale wszystkie jego dzieci na czymś grały! Pamiętam też wileński dom znajomych. Było to mieszkanie w kamienicy, na drugim albo trzecim piętrze. Na ścianie w salonie mieli sporą bibliotekę, w której ukryli przejście do małego pokoiku, bez okien. Jak tylko ktoś przychodził, trzeba było się tam schować. Ukrywałyśmy się też po piwnicach, ziemiankach. Któregoś razu przyszli nas szukać. Kiedy chodzili i tupali w podłogę, sprawdzając ją, a my leżałyśmy niemal tuż pod czułam, jak leci na mnie kurz. Bardzo się wtedy bałyśmy.

PAP: Ktoś doniósł?

DJ Wika: Pewnie tak. Byli tacy, którzy z donoszenia urządzali sobie zarobek. Takie to były czasy. Pełne strachu. Często bałam się o mamę, była całym moim światem. Kimś w rodzaju anioła stróża. To nie było dzieciństwo, które można spędzić na beztrosce i zabawie z innymi dziećmi. Pewnego razu zobaczyłam na wystawie sklepowej lalkę, która bardzo mi się spodobała i marzyłam o niej, choć wiedziałam, że to niemożliwe. W późniejszych latach, pracując jako pedagog i wychowawca, bardzo doceniałam rolę domu, rodziny i spokoju. To daje poczucie bezpieczeństwa.

PAP: Po latach przyjeżdża pani do Wilna, tego samego miasta, choć przecież już tak innego i gra koncert. Co pani wtedy czuła?

DJ Wika: Mojego Wilna już nie ma, ale to było coś wyjątkowego. Wielkie wydarzenie dla mnie i bardzo cieszyłam się z tego spotkania. Dużo młodzieży, wesołych, bawiących się ludzi, którzy mają to szczęście – nie znać wojny. Dodam, że impreza odbyła się w Soho – najpopularniejszym klubie gejowskim w Wilnie. Mnie zawsze porusza wszelkie wykluczenie i nie ma na nie mojej zgody. Przyznam jednak, że nieco zawiodłam się na samej sobie. Próbowałam odnaleźć miejsca, w których się ukrywałyśmy. Poszłam w okolice Zielonego Mostu, za którym w jednej z kamienic byłyśmy przechowywane. Wtedy przechodząc przez ten most nie sięgałam ponad balustradę i obserwowałam płynącą Wilię, jakby zza krat. Teraz jest inaczej. Mogę swobodnie obserwować rzekę, ale kamienicy nie znalazłam. Innych miejsc też nie. Może dlatego, że przemieszczałyśmy się z mamą głównie po ciemku, w strachu, wszystko odbywało się tak szybko. Ale sklep wciąż jest! Taki sam i jak wtedy na wystawie była lalka! Bardzo mnie to wzruszyło i pomyślałam, jakie życie jest zaskakujące. Nie przypuszczałam, że po niemal 80 latach wrócę i to zobaczę. Wcześniej nie jeździłam do Wilna, rodzice też nie. Nie mogli. Weszłam do tego sklepiku i kupiłam ręcznie malowany obrazek z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej. Jedyne, czego obecnie się boję, to wojny.

PAP: Zabrała pani dzieciństwo...

DJ Wika: Wojna jest czymś strasznym, przerażającym. Ludzie teraz nie za bardzo zdają sobie z tego sprawę. Jestem też pełna podziwu dla mojej mamy, że potrafiła się mną wtedy zająć, zorganizować nam przetrwanie. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale uciekając z Wilna, gdzieś w głąb Polski, jechałyśmy bydlęcymi wagonami, w których było pełno ludzi, a za miejsce załatwiania potrzeb fizjologicznych służyła dziura w podłodze. Warunki były trudne, ale każdy dzielił się tym, co miał. Nam dziadek przygotował dużo sucharów. Mama udawała żonę rannego żołnierza, a ja jego córkę. Wszystko trzeba było jednak opłacić, zorganizować. Nie mogłyśmy jechać pod naszymi nazwiskami.

PAP: Pomimo tych doświadczeń, nie traci pani optymizmu. Skąd ta siła?

DJ Wika: Po wojnie skończyłam pedagogikę specjalną i pracowałam z trudną młodzieżą. Przez pierwsze lata z osobami głęboko upośledzonymi. Stąd też uważam, że matki takich dzieci powinny mieć podwójny dodatek do opieki. Szczególnie, że często zostają z nimi same, a taki człowiek nigdy nie będzie samodzielny i nie ma nadziei na poprawę. Przez 26 lat pracuję z seniorami. Próbuję pokazywać im otwartość świata, by wyszli do ludzi i się na nich nie zamykali. Kiedyś nie mogliśmy swobodnie wyjeżdżać do innych krajów. Teraz jest to możliwe. Choć oczywiście w Polsce często przeszkodą są kwestie finansowe. Dzisiaj mamy internet, a co za tym idzie szeroki dostęp do wiedzy, o jakiej mojemu pokoleniu się nie śniło. Dotyczy to w zasadzie nie tylko seniorów, ale i nas wszystkich. Wydaje mi się, że to jest szczególnie ważne, by się tego nie bać i korzystać. Nie dać sobą manipulować. To jest kwestia uniwersalna, dotycząca ludzi w każdym wieku. Ile nieszczęść i uprzedzeń bierze się z zamknięcia człowieka na wiedzę i zdobycze nauki. Jakie ona daje obecnie możliwości! Choćby badania prenatalne, wspomniane przeze mnie wcześniej in vitro. Wracając do seniorów myślę też, że dobrym sposobem na przywrócenie ich społeczeństwu, jest muzyka. Ona potrafi połączyć ludzi starszych z młodymi, przez co może być czymś w rodzaju międzypokoleniowego pomostu. To również jest bardzo ważne.

PAP: Sprzeciwia się pani wszechobecnemu kultowi młodości, dlaczego?

DJ Wika: W mojej ocenie to jest niezdrowe i bardzo szkodliwe dla całego społeczeństwa. Ubolewam, że środki masowego przekazu nastawione są głównie na promocję zewnętrznego piękna. To prowadzi do wykluczenia. Zamykania starszych ludzi, udawania, że ich nie ma w społeczeństwie. Skoro życie jest cudem, a moim zdaniem jest, to należy je pokazywać w każdym wieku. Kult młodości i promowanie wyłącznie takich ludzi jest sztuczne, a ja nie lubię sztuczności. Nie popieram też chirurgicznego ingerowania w swoją urodę, wstrzykiwania sobie czegoś tu czy tam. Bądźmy sobą. Przez pewien czas mieszkałam w Szwajcarii i tam media oferowały programy skierowane specjalnie do seniorów. To jest potrzebne. Na szczęście u nas powoli zaczyna się to zmieniać. Myślę, że jest w tym jakaś zasługa imprez, w których uczestniczę, być może film też trochę zmieni. Należy oswajać ludzi ze starością. My też kiedyś byliśmy młodzi i nie staliśmy się nagle mniej ludzcy przez swój wiek. Nie deprecjonujmy starości, nie udawajmy, że jej nie ma. Ona też potrafi być piękna i potrzebna.

PAP: Sprzeciw wobec wykluczenia pojawia się już przy kolejnym poruszanym przez nas temacie. Musi to być dla pani ważne.

DJ Wika: Ależ oczywiście! Kult młodości jest krzywdzący i wykluczający. To przenosi się później również na inne sfery życia, na inne zawody. Ludziom w pewnym wieku jest znacznie trudniej znaleźć pracę. Rodzą się kompleksy, nierzadko pojawia się depresja.

PAP: W 2023 r. została pani ambasadorką kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję".

DJ Wika: Depresja wciąż jest u nas tematem tabu. Staram się je przełamywać. Seniorzy też na nią zapadają, oczywiście nie tylko seniorzy, jednak depresja wśród nich jest jakby szczególnym tabu. Należy przeciwstawiać się postawom, które prowadzą do poczucia bycia gorszym, do wykluczania. Nie każda z nas jest długonogą pięknością, często sztucznie wykreowaną, ale to już kolejna sprawa. Nie oznacza to jednak, że jest się gorszym. Nie jest. Chciałabym, żeby to wybrzmiało.

PAP: Początkowo można było odnieść wrażenie, że media traktują panią, jako pewnego rodzaju ciekawostkę – nie do końca poważną, przebojową staruszkę. Tymczasem to, co pani mówi, jest uniwersalne.

DJ Wika: Dziękuję. Staram się nikomu nie narzucać swojego sposobu życia. To jest mój wybór. Oczywiście można się ze mną nie zgadzać i mieć swój własny, bardzo proszę, na tym właśnie polega wolność. Wiele osób teraz odzywa się do mnie prywatnie, przez co widzę, jak ten film był potrzebny. Ten stosunek do starości bardzo mnie bolał. Seniorzy byli kompletnie niedostrzegani, zepchnięci na margines. Ktoś kto przepracował całe swoje życie nagle ma stać się zbędny? Należy schować go do piwnicy? Jak to świadczy o społeczeństwie? Przecież my jesteśmy i chcemy być jego częścią. Dlatego też pomyślałam, że trzeba zorganizować paradę seniorów i w 2014 r. udało się. Do Warszawy przyjechało 14 tys. seniorów i przeszliśmy z pl. Konstytucji w kierunku Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. To miał być punkt wyjścia do stworzenia jakiejś polityki senioralnej. Proszę zauważyć, że od tego czasu sporo się zmieniło. W mediach pojawiły się programy skierowane do seniorów. Jest jakiś postęp.

PAP: Po filmie zjeździła pani pół Europy. Jest pani obecna w mediach, nie ukrywa się, nie przeprasza za to, kim jest.

DJ Wika: Film bardzo przysporzył mi popularności, choć ja o nią nie zabiegałam. Cieszy mnie jednak, że dzięki temu mogę o tym mówić, że mam tę możliwość. Nie tylko w skali naszego kraju, ale i za granicą. Grałam m. in. Anglii, Francji, Czechach, na Węgrzech. Na początku maja mam zagrać w Nicei na festiwalu seniorów. Zaproszono mnie do Finlandii na paradę równości. Na dniach ponownie wybieram się do mojego Wilna.

PAP: A co na to wszystko pani rodzina?

DJ Wika: Muszą jakoś ze mną wytrzymać (śmiech). Nie potrafię być babcią, która przesiaduje u rodziny i bawi wnuki. Taka już jestem. Mam kochanych synów, którzy są w szczęśliwych, udanych małżeństwach. Ich szczęście bardzo mnie cieszy. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć i oni na mnie też.

PAP: Czy jest coś, co szczególnie chciałaby pani przekazać czytelnikom?

DJ Wika: By nie bać się starości, nie demonizować jej. Starość jest częścią życia, a ono powinno być radością. Odważmy się być sobą i bądźmy szczęśliwi. (PAP)

Rozmawiał Mateusz Wyderka

Wirginia Szmyt (DJ Wika) – urodzona 15 grudnia 1938 r. w Wilnie. Z zawodu pedagog. Pracowała z niepełnosprawnymi dziećmi i trudną młodzieżą. Z zamiłowania działaczka społeczna. Najstarsza didżejka w Polsce. Jako DJ Wika prowadzi stałe dyskoteki międzypokoleniowe w Warszawie. Koncertowała w wielu krajach Europy. Pomysłodawczyni parad seniorów. W 2023 r. była ambasadorką kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję". Bohaterka filmu dokumentalnego w reżyserii Agnieszki Zwiefki "Vika!". Obraz został nominowany do tegorocznych Orłów w kategorii najlepszy film dokumentalny. Podczas marcowego Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych Artdocfest w Rydze, zdobył laur za reżyserię. Film doceniono również nagrodą Senior Jury podczas Budapest International Documentary Festival.

Autor: Mateusz Wyderka

mwd/ wj?

PRZECZYTAJ JESZCZE
Materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez [nazwa administratora portalu] na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.
pogoda Złocieniec
-0.7°C
wschód słońca: 07:33
zachód słońca: 15:51
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez Złocieńcu